Rozdział XXIII

<< Rozdział XXII

Sięgnęłam po górną część moich ubrań, leżących na krześle i zauważyłam, że drzwi są uchylone. Usłyszałam na skraju umysłu głos Nekromanty,
a potem zarejestrowałam miauknięcie, dochodzące z podłogi.
- Przeklęty Nekromanta! – krzyknęłam, próbując czymkolwiek zasłonić klatkę piersiową. Podziękowałam sobie, że zdążyłam założyć już spodnie – Czy do ciebie nie dociera, że nie możesz sobie tak wszędzie chodzić? Nie jesteś kotem, tylko Demonem, do Smoka!
~ Eee… Yyy…
- Taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje! – wrzeszczałam dalej, mimo że Nox przemawiał do mnie tylko w sposób telepatyczny – Wyjdź stąd!
Koto-nekromanta nadal stał ogłupiały, z otwartym pyskiem. Wyglądało na to, że był zbyt oszołomiony, żeby się poruszyć, a ja nie mogłam go wyrzucić, bo musiałabym puścić prześcieradło, którym się zasłaniałam.
Westchnęłam ciężko i policzyłam w myślach do dziesięciu.
- Przynajmniej odwróć się i nie patrz – powiedziałam, próbując zapanować nad drżeniem głosu.
Nekromanta zupełnie burzył moje wyobrażenia o pewnych rzeczach. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie pierwsze spotkanie z facetem, podczas którego miałabym być naga. Co z tego, że „tylko” w połowie. Zaczęłam się rumienić. Ja naprawdę jestem wstydliwa. Nikt nigdy nie widział mnie bez ubrań! Nawet pokojówki.
A facet nie miał być kotem!
- Czy mógłbyś łaskawie się odwrócić? –zapytałam, widząc zupełny brak reakcji Nekromanty.
Kot kiwnął powoli łbem i zaczął się odwracać, ale nagle zamarł.
~ A mogę nie?
Zaniemówiłam.
- Że co, proszę? – wycedziłam.
~ Postoję i popatrzę ~ odpowiedział ~ Masz bardzo ciekawe… Eee… Ciekawy wyraz twarzy!
Jęknęłam.
Nie dość, że Nekromanta, to jeszcze koci zboczeniec.
- Wyjdź stąd – powiedziałam słabo – Wstydzę się.
~ Jasne.
Co to miało znaczyć?
Nekruś doskonale wiedział, że nie mogłam użyć żadnego zaklęcia, bo moja moc nie wróciła jeszcze do normy po wczorajszej próbie przywrócenia go do ludzkiej postaci. Inaczej już dawno byłby kupką popiołu. Anty-uroki bywają bardzo wyczerpujące.
- Noxie Vermillionie, jeżeli natychmiast nie opuścisz tego pokoju, to zawołam twoja matkę. I więcej nie będę odwracać klątwy!
Kot nieudolnie wzruszył ramionami.
~ Już, już ~ odburknął ~ Swoją drogą, mogłabyś korzystać z parawanu. Chociaż, w sumie, nie musisz. To nie mój problem.
Dałabym głowę, że, wychodząc, miał na pysku błogi uśmiech.


<< Rozdział XXII

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz