Rozdział XXI.

<< Rozdział XX

Wracanie ze świata bez światła do tego, w którym promieni UV nie brakowało, było bardzo ciężkim przeżyciem. Wokół siebie słyszałam różne głosy, ale rozumiałam co drugie słowo, więc dałam sobie spokój ze składaniem rozmów w logiczną całość. Jakiś kot, jakaś Catherine, jakiś wybuch…
Nie miałam najmniejszej ochoty otwierać oczu, ale Lady Vermillion nie pozwoliła mi spać w nieskończoność;
- O. Ktoś tu się budzi.
Niechętnie podniosłam powieki. Nade mną pochylała się matka Noxa. Chciałam jęknąć, ale przez zasuszone gardło nie przechodził żaden dźwięk.
- Jak masz na imię? Skąd pochodzisz? Jaki jest Twój ulubiony kolor?
Rzuciłam jej oburzone spojrzenie.
- To tylko standardowe pytania zadawane po wypadkach – powiedziała, podając mi szklankę z wodą – odpowiedzi mnie nie interesują.
Zaraz. Jakich wypadkach?
- Co się stało? – wycharczałam.
- Dwa dni temu rano przyszłaś do sypialni Noxa i kazałaś mu przyzwać swoją siostrę, a kiedy mu się nie udało, straciłaś przytomność.
Poczułam w ustach żółć. A więc to nie był tylko zły sen.
- Minęły już dwa dni? – spytałam, aby odwrócić własną uwagę od koszmarów.
Zanim Lady Vermillion zdążyła mi odpowiedzieć, na moje łóżko wskoczył czarny, kudłaty kot.
- Mam nadzieję, że lubisz koty – powiedziała jakimś dziwnym tonem Demonica.
Spojrzałam na nią pytająco. Kocur wlazł mi na kolana i zwinął się w kłębek, mrucząc jak nadchodząca burza. Ostrożnie pogłaskałam go po grzbiecie.
- Myślę, że nic się nie stanie, jak spędzi z tobą trochę czasu.
To powiedziawszy, Lady Vermillion wyszła z pokoju. Kot pomrukiwał miarowo i co jakiś czas wbijał pazury w mój brzuch.
-Au, to boli – zaprotestowałam i ostrożnie odczepiłam jego łapy od koszuli – jesteś wredny, wiesz?
Kot mruknął głośniej. Przez chwilę w pokoju można było usłyszeć tylko jego basowy pomruk i tykanie zegara. – Miałam kiedyś kota, wiesz? – zaczęłam mechanicznym ruchem głaskać zwierzaka – Był jeszcze bardziej puszysty niż ty. I na pewno był milszy.
Delikatnie pstryknęłam kota w nos, który w odpowiedzi prychnął ze złością i pacnął mnie łapą, ale po chwili powrócił do miarowego mruczenia.
- Znalazłam go, kiedy miałam 6 lat, na ulicy przed moim domem. Mieszkałam jeszcze wtedy w Sangrii. Zabrałam go do domu i potem codziennie ze mną spał. A potem zniknął. Dziwne, że było to w tym samym czasie, kiedy moi rodzice postanowili się przeprowadzić. Podobno ze względu na mnie. Wtedy uaktywniła się klątwa.
Klepnęłam kota po boku.
- Też był czarny. I taki ciepły… Pamiętam, że nazywałam go moim osobistym kominkiem. Rim też lubił. W końcu ona nadała mu imię, bo ja nigdy nie byłam w tym dobra. Wtedy jeszcze sepleniła i powiedziała, że wygląda jak Nito. Potem utrzymywała, że miał się nazywać Rito, ale tylko pierwsze słowo się liczy.
Zamilkłam.
- Może i był milszy, ale był też okropnym myśliwym. Typowy kot pokojowy.
Kociak prychnął.
- I jako druga istota, zaraz po mojej siostrze, nie bał się do mnie podejść, kiedy na kolacji najpierw podpaliłam perukę kuzynki mojego ojca, potem wywołałam tornado, a na końcu zrobiłam mały sztorm z wody w rurze przechodzącej w ścianie.
Kot spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
- No, co… Na początku trudno było kontrolować wszystkie żywioły. Za każdym razem, kiedy się denerwowałam robiłam sporą burzę. Albo tornado. Kiedyś wysadziłam cały dom w powietrze, bo zdenerwowałam się na mojego ojca, kiedy stałam przy fajerwerkach. To było straszne. Ocalała tylko piwniczka z winem. Nawet pokojówki mnie unikały. Nie mówiąc o moich rodzicach, którzy bali się do mnie podejść. Tylko Rim spędzała ze mną cały dzień. I Nito. A potem zniknął –powtórzyłam – Tak jakby nigdy go nie było.
Kot ziewnął i przeciągnął się na moich kolanach, domagając się dalszego głaskania.
- Jesteś podobny do Noxa – kontynuowałam, natchnięta nagłym skojarzeniem – Też udajesz sarkastycznego Ghula bez wyczucia, a tak naprawdę tylko ukrywasz samotność i strach. Tyle, że on przynajmniej nie chce być głaskany.
Kot wbił mi w ramię pazury, ale zaraz znowu je schował, dając wyraźnie znać, że nie chce mnie dłużej słuchać.



Jakieś dwie godziny później do mojej sypialni wsunęła się Claire.
- Jak ci się podoba kotek? – spytała z dziwnym uśmiechem.
- Nie wiedziałam, że macie takiego zwierzaka. Wcześniej go nie widziałam.
- Bo nie mamy – odpowiedziała z dziwnym błyskiem w oku.
- To co on tu robi? - spytałam ostrożnie.
- Jakby ci to…
~ Nox mówi, że musisz się pospieszyć, bo jak tak dalej pójdzie, to już zawsze będzie ganiał za kropkami i sznurkami~ wtrącił się Kuro.
~ Co takiego? ~ ostatnio cały czas czułam, że czegoś nie rozumiem
~ O jakich kropkach mówisz?
Teraz z kolei na łóżko wskoczył mój Chowaniec. Otarł się o moje ramięi podszedł do kocura, który bezczelnie nadal zajmował jego miejsce.
- Psik! - syknęłam do intruza. Kocur rzucił mi pełne wyrzutu spojrzenie,a potem wstał, oparł się łapkami o mój brzuch i wbił w niego ostre pazury. Przysunął pysk do mojej twarzy.
- Złaź stąd – pisnęłam oburzona, ale zwierzak ani myślał mnie posłuchać. Wbił we mnie tak intensywne spojrzenie, że aż przeszły mnie ciarki. Złapałam go za ogon i bezceremonialnie rzuciłam nim na drugi koniec łóżka. Dwie godziny korzystania z usług głaskania, a teraz co? Wlepia we mnie ślepia jak gdyby był niewiadomo kim.
-Claire, czy mogłabyś wytłumaczyć dlaczego ten kot jest taki… Namolny? – spytałam, gdy zwierzak wrócił ze zjeżoną sierścią i znowu się do mnie przysunął. Ciekawe, że rozbudził się dopiero teraz, gdy pojawiła się tu też Claire i Kuro.
-Nox.
Co proszę?
Uparty kocur ponownie wskoczył mi na brzuch i jeszcze raz wlepił we mnie zirytowane spojrzenie. Miauknął przeciągle, a w jego tonie było coś takiego, że miałam wrażenie, iż mam do czynienia z…
- Proszę, nawet mi nie mów, że Nox jest teraz kotem – westchnęłam podirytowana – Komu podpadł?
- Nasza mama czasami bywa nieobliczalna – zaszczebiotała Claire – Nieobliczalność razem z dość dużą mocą magiczną, to niezbyt dobre połączenie. Ale nie martw się. Przecież jest teraz taki słodki. No i to pierwszy raz, kiedy mama zrobiła coś takiego.
Roześmiała się.
- Złaź z mojego brzucha! – wrzasnęłam na Kotonoxa, który po raz kolejny przypuścił atak na mój brzuch. Wolałam nie myśleć, że ten ghulowy Nekromanta spędził na mnie ostatnie dwie godziny, a ja się nawet nie zorientowałam, że to on.
Kot sapnął ze złością i pacnął mnie łapą w nos.
- Ooo… A nie mówiłam, że jest uroczy? – Claire wydawała się zachwycona nową postacią Nekromanty. Demony zdecydowanie nie są normalne. Ta dziewczyna powinna się chociaż trochę martwić o dobro zaklętego brata! – o, Nox, patrz, co ja tu mam!
To mówiąc, wyciągnęła zza paska kawałek sznurka zakończony czymś, co w przybliżeniu miało kształt myszy. Ku mojemu zaskoczeniu, Nekruś dał się na to nabrać i skoczył na swoją ofiarę. Zaraz jednak zadarł do góry łeb i ogon, i wrócił na mój udręczony brzuch. Podsumował swoją urażoną dumę pełnym wyższości prychnięciem. Zwinął się w kłębek na wysokości mojego żołądka.
- W takim stanie raczej mi się nie przyda – zauważyłam. Doszłam do wniosku, że mam dość leżenia, toteż spróbowałam wstać. Szło mi nawet całkiem nieźle, brakowało zawrotów głowy czy poczucia słabości. Spojrzałam krytycznie na zaklętego Demona.
- Jesteś bezużyteczny.
Kot złapał mnie za rękaw pazurami.
- Mamman mówiła, że powinnaś dać sobie radę z odwróceniem uroku. Mówiłam, że ona sama mówiła, że nie potrafi odwracać efektów swoich zaklęć? – Claire powoli dostawała słowotoku.
- Ale ja będę bezużyteczna przez co najmniej jeszcze jeden dzień.
Kocurowi jakimś cudem udało się zrobić bardzo smutną minę.
- Jak słodko! Będę mogła się z nim jeszcze trochę pobawić! – zniżyła głos do szeptu –Szczerze mówiąc, wolę go w postaci kota.
Nox prychnął obrażony.
- Bo jest taaaki słodki! - dodała.
Machinalnie pogłaskałam kota po głowie.
No, faktycznie. Jako zwierzę był nawet znośny.
- Robiłam to wcześniej tylko raz. Ale to był ptak, w którego przez przypadek zmieniłam ciotkę. Czy jeżeli zwierzę jest większe, to będzie to trudniejsze? – zapytałam Demonicę.
- Nie wiem, może trudniejsze, może łatwiejsze, a może już nieodwracalne? – zapytała z nadzieją w głosie.
Pokręciłam głową.
-Nie mogę zostawić go w tym ciele – kot pokiwał łbem – Inaczej w ogóle mi nie pomoże. A chyba niestety mnie nie stać na innego Nekromantę. Przynajmniej spróbuję, ale wątpię, żeby zadziałało od razu. Może również spowodować trwałe urazy w jego psychice. Może nawet ciele. Pewnie powrót do normy mu trochę zajmie.
- Nie mam nic przeciwko kotu - bratu – Demonica mrugnęła do mnie z uśmiechem – Za godzinę kolacja w tej części piętra, której nie udało mu się zniszczyć.
- Zniszczyć? – spytałam zdezorientowana.
- No tak. Rozwalił pół pałacu i ogrodu. Ale jesteśmy już w trakcie napraw, pomaga nam paru naprawdę porządnych Magów – rzuciła wychodząc z pokoju. Chyba w ogóle nie przejęła się pogromem jakiego Nekromanta dokonał PRZED przemianą w kota. Co te Demony mają nie tak z głowami...


<< Rozdział XX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz