Rozdział XVI

<< Rozdział XV

Spojrzała na mnie zszokowana.
- Co takiego?
- To, co słyszałaś - powiedziałem ponuro - aby przeżyć, będziesz musiała przerwać w odpowiednim momencie, tym bardziej, że ja też nie mogę być martwy, aby doprowadzić Rytuał do końca.
- A po co w ogóle mi twoja krew?
- Jest katalizatorem. Dopiero, kiedy jej skosztujesz, bransoleta się aktywuje.
- Niby dlaczego akurat krew Nekromanty? - spytała.
- Jak już mówiłem, zemsta Wiedźm jest okrutna - odparłem - specjalnie po to, żeby Siódemki umierały, przeceniając swoje siły.
Verbenn wstała.
- Chcesz wracać? - spytałem.
- Bo mi pozwolisz - odparła, siląc się na ironię.
- Pozwolę - odparłem cicho.
- Co takiego?
- Nie mam prawa wymagać od ciebie, żebyś oddała życie tylko dlatego, że sam nie chcę umierać - mruknąłem - zresztą nasza umowa brzmiała inaczej. Ja ci pomagam przeprowadzić Rytuał, a ty mnie w zamian leczysz. Jeśli zdejmujesz ze mnie mój obowiązek, ja robię to samo z twoim.
- I ot tak mówisz mi, że mogę sobie wrócić do domu, a ty nie będziesz robił mi kłopotów? Grzecznie zejdziesz z tego świata?
- Hefren już mnie pożegnała - odparłem - przecież to właśnie dlatego mnie zatrzymała w Megalopolis. Nie wierzy w to, że uda mi się przeżyć. Wystarczy mi czasu akurat, żeby dotrzeć do Abrais i umrzeć w otoczeniu rodziny. Spalą mnie albo zapieczętują w rodzinnym grobowcu i Asper też mnie nie dostanie.
Spojrzała na mnie z ukosa.
- Znalazłeś na niego sposób?
Skinąłem głową, podniosłem się i stanąłem z nią twarzą w twarz.
- Prześpij się z tym - powiedziałem - powiesz mi, co postanowiłaś, jutro.
Nagle się otrząsnęła.
- Nie bierzesz dzisiaj żadnej warty - powiedziała.
Spojrzałem na nią pytająco.
- Jesteś wyczerpany. Powinieneś się przespać, bo nawet do Abrais nie dojedziesz. A ja dzięki temu będę miała czas na przemyślenia.
- Mogę wartować - burknąłem.
- Nie wiem, co sprawiło, że nagle zacząłeś kontaktować, ale od paru dni ledwie zauważałeś, co się dokoła ciebie działo - stwierdziła. - Na przykład dzisiaj. Dałeś się zrzucić jarzębinie z konia, a potem omal nas nie zabiłeś, rzucając wyzwanie zagajnikowi. A to mi przypomina - dźgnęła mnie palcem w pierś - jak to zrobiłeś, że te drzewa tak nagle się uspokoiły?
Westchnąłem i usiadłem z powrotem przy dogasającym ognisku, a Verbenn poszła w moje ślady.
- W Daemon Hyperboreus dużo jest takich gajów - powiedziałem - a w każdym kolejnym drzewa są coraz bardziej ciekawskie i nieokrzesane. Musimy im przypominać, gdzie ich miejsce. Regularnie jeżdżą drogami specjalne patrole i upominają niesforne driady. Tutaj najwyraźniej dawno ich nie było.
- Jakoś nigdy żadne drzewo mnie tu nie zaatakowało - stwierdziła.
- Miałaś szczęście - odparłem - I widać było, że nigdy nikt cię nie poinformował, jak powinno się tu zachowywać. Ja sam ci nic nie mówiłem, bo doszedłem do wniosku, że nawet jeśli nie masz pojęcia, co robić, zachowasz się odpowiednio. A ty mnie zaskoczyłaś i zrobiłaś wszystko na odwrót.
- Chcesz powiedzieć, że to, że cię broniłam, było niewłaściwe? - spytała zaskoczona.
- Tak. Im nie można pokazać, że są silniejsze, bo później będą się zachowywać o wiele gorzej. Wiedzą, że nie wolno im zrobić żadnemu podróżnemu Sapiens krzywdy, bo czeka je za to ciężka kara. Mimo to za każdym razem się stroszą, bo mają nadzieję, że spotkają kogoś, kto się wystraszy i przyzna, że jest w porównaniu z nimi nikim.
- W takim razie co powiedziałeś tej jarzębinie? - spytała, najwyraźniej zaintrygowana.
- Żeby pamiętała, gdzie jej miejsce - odparłem spokojnie - nie, żebym lubił tak traktować driady, ale kiedy wycinają tego typu numery, mamy obowiązek je upomnieć. A na Język Śmierci reagują najlepiej.
Prychnęła.
- Nekromanci i to wasze wybujałe ego.
Zerknąłem na nią z ukosa.
- Dlaczego aż tak nas nienawidzisz? Oczywiście wiem, że poza Daemon nikt za nami nie przepada, ale ty wręcz dyszysz rządzą mordu.
- Skyrim - odparła.
Spojrzałem na nią z ukosa.
- Co Skyrim?
- Moja młodsza siostra.
- Masz siostrę?
- Miałam.
- Umarła?
- Zabił ją Nekromanta.
Wlepiłem w nią zaskoczony wzrok.
- Jesteś pewna? Niewielu jest takich degeneratów.
- Jestem pewna, że ją zabił, bo widziałam to na własne oczy. A później… - urwała, najwyraźniej niezdolna do dalszych wyznań.
Czekałem. Jeśli zechce powiedzieć mi cokolwiek więcej, to świetnie, jeśli nie, nie będę naciskał. Moja cierpliwość została wynagrodzona, bo po chwili dokończyła.
- Później zobaczyłam ją już jako Nieumarłego - westchnęła ciężko.
- Przykro mi - mruknąłem.
Verbenn nagle, bez żadnego ostrzeżenia rzuciła się na mnie i przyłożyła mi z prawego sierpowego. Wywróciłem się i spojrzałem na nią zszokowany.
- Za co? - spytałem.
- Ty… Ty śmierdzący, przebrzydły, obleśny, zakłamany Ghulu! - wrzasnęła - przykro ci? Przykro?! Akurat! Masz to w nosie! Zabiłeś ją
a potem zamieniłeś w bezwolnego, ogłupiałego trupa!
Zamarłem. Zabiłem..?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - powiedziałem cicho - nigdy
nie odebrałem nikomu życia.
-Nie, tylko najpierw ją uwiodłeś a później zarżnąłeś jak świnię!
Zamachnęłam się, żeby znowu mi przyłożyć, ale złapałem ją za nadgarstek.
- Verbenn! Naprawdę nie wiem, o czym mówisz. Nawet nie słyszałem
o kimś takim jak Skyrim Arcan! Mówiłaś, że widziałaś, jak została zabita. Może coś ci się przywidziało, ale mnie tam nie było! Ile masz lat? Dwadzieścia? Czterdzieści?
- Dwadzieścia trzy - wysyczała wściekle.
- Skoro była od ciebie młodsza, to szansa na to, że się z nią spotkałem
i do tego ją uwiodłem jest znikoma. Od dwudziestu sześciu lat
nie przekroczyłem granicy Vampirae, a większość mojego życia spędziłem
na nauce u Aspera. Kiedy podróżowaliśmy, musiałem się trzymać blisko niego, bo narobił sobie tylu wrogów, że gdyby zorientowali się, że gdzieś w okolicy kręci się jego niewyszkolony uczeń, mogliby wymyślić naprawdę różne metody na zemstę. Nieliczne przedstawicielki płci żeńskiej, z jakimi miałem kontakt, były na ogół Demonicami, a wśród nich nie znalazła się ani jedna Wampirzyca.
Verbenn chyba trochę się uspokoiła, ale dla pewności wolałem jej
nie puszczać.
- Nawet nie tknąłem twojej siostry - powiedziałem.
- Nie tknąłeś? - spytała lodowatym tonem - to jakim cudem widziałam ją wśród twoich Nieumarłych, kiedy się upiłeś w Perle i zacząłeś ich przyzywać?
Rzuciłem jej zaskoczone spojrzenie.
- Jesteś pewna?
- Myślisz, że nie poznałabym własnej siostry? - wysyczała - Gadaj, gdzie ją znalazłeś?
- Nie mam pojęcia o którą ci chodzi - odparłem ponuro.
- Więc przyzwij wszystkie dziewczyny jakie kiedykolwiek dorwałeś - powiedziała zimno.
Zawahałem się.
- Masz świadomość, że używanie Magii słono mnie kosztuje?
Po jej minie widziałem, że nic jej to nie obchodzi. Mógłbym też ją zignorować, ale doszedłem do wniosku, że lepiej tego nie robić. Spojrzałem
w jej dziwne, zmienne oczy. Jeszcze niedawno miała zielone tęczówki,
ale teraz błyszczały pełnym furii fioletem.
- W porządku - mruknąłem.
Skupiłem magię i zacząłem przywoływać wszystkie Nieumarłe, jakie były chociaż odrobinę podobne do Verbenn. Kiedy Wampirzyca tylko kręciła głową, cofałem przyzwanie i stawiałem przed nią kolejną dziewczynę.Po mniej więcej trzydziestej byłem już delikatnie mówiąc wyczerpany. Oddychałem nierówno, a krew buzowała mi w żyłach. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo choroba i brak snu mnie osłabiły. Gdy już chciałem zaproponować przerwę, Verbenn otworzyła szerzej oczy i wyszeptała:
- To ona.
Odwróciłem się. Młodsza siostra Wampirzycy miała na sobie prostą, białą koszulę, ciemne spodnie i oficerki. Ubierałem w ten sposób każdego Nieumarłego, który miał wyglądać jak przyzwoity Sapiens. Gdyby nie twarz pozbawiona wyrazu, puste spojrzenie i pozbawione krwi ciało, można by ją wziąć za żywą. Ciemne, równo przycięte włosy opadały jej na twarz, przysłaniając zielone oczy. Pamiętam, w jakich okolicznościach Asper kazał mi ją, jak on to określał, dodać do kolekcji. Po półrocznej wymianie, którą spędziłem u jego strasznej przyjaciółki, a Catherine zastąpiła mnie u jego boku, spotkał się ze mną na powrót pod granicą z Daemon Meridianus. Znaleźliśmy ją na najbliższym cmentarzu. Pokazał mi na niej nową metodę preparacji zwłok, dzięki której wyglądała prawie jak żywa. Verbenn mierzyła swoją siostrę badawczym spojrzeniem.
- Nic się nie zmieniłaś - wyszeptała.
Zawahałem się, ale puściłem jej nadgarstek.
- Ona cię nie słyszy - mruknąłem cicho.
- To zrób coś, żeby usłyszała - powiedziała zimno.
- Nie mogę. Ona nie żyje.
- Czyli to, za co płaci się Nekromantom, możliwość porozmawiania z bliskimi po ich śmierci, to oszustwa? - spytała wrogo.
- Zazwyczaj tak- odparłem ponuro - Nekromanta słyszy, co mówi rodzina
i rozkazuje swojemu Nieumarłemu odpowiadać, ale to są słowa Maga,
nie nieboszczyka.
- Co znaczy to zazwyczaj? - spytała zimno.
- Czasami udaje się przywrócić część świadomości. Ale jest to mała część, a utrzymanie jej nawet przez dziesięć minut jest niezwykle trudne. Szanse powodzenia są znikome.
- Zrób to - poprosiła, zaskakująco miękkim głosem.
- Teraz? - skrzywiłem się. Dopiero, co udało mi się odzyskać regularny oddech.
- Tak.
- Nie utrzymam jej zbyt długo. I pamiętaj, wskrzeszenie jest niemożliwe. Nawet, jeśli uda ci się z nią porozmawiać, nie będzie to prawdziwa Skyrim. Ona już nie ma duszy.
- Po prostu pozwól mi z nią porozmawiać - powiedziała.
- Musisz mi pomóc - mruknąłem.
- Jak?
- Nie wstanę o własnych siłach.
Dopiero teraz jakby oprzytomniała i zauważyła, jak zmęczyło mnie to, o co mnie prosiła. Nie wycofała się jednak, podała mi za to rękę. Stanąłem naprzeciw Skyrim i zamknąłem oczy. Zacząłem przeszukiwać jej umysł, aby znaleźć tą niewielką cząstkę świadomości, która w nim pozostała. Poczułem tępy, pulsujący ból w skroniach. W końcu odnalazłem, czego szukałem i zmusiłem do przejęcia kontroli nad ciałem. Nero podbiegł do mnie i pomógł mi się utrzymać w pozycji pionowej. Młoda Wampirzyca zamrugała i rozejrzała się wkoło.
- Panie? - spytała cichym, lekko zachrypniętym głosem.
- Mną się nie przejmuj - burknąłem - nie po to cię obudziłem. Twoja siostra się za tobą stęskniła.
- Siostra? - spytała nieprzytomnie. Verbenn podbiegła do niej i mocno ją przytuliła.
- Rim - wyszeptała.
- Bennie?
- Tak się cieszę, że mogę z tobą jeszcze raz porozmawiać.
Odpowiedziała jej cisza. Nawet przywrócenie Nieumarłemu świadomości nie może oddać mu utraconych w chwili śmierci uczuć.
- Skyrim, dlaczego pozwoliłaś tamtemu potworowi zrobić z tobą coś takiego?
- O kim mówisz?
- O tamtym Nekromancie! Nie pamiętasz? Uwiódł cię, a później zabił.
- Pamiętam… - mruknęła - on był taki dobry. Mówił, że mnie kocha. Chciał ze mną uciec, a ja się zgodziłam. Obiecał, że ukryje mnie przed rodzicami. I dotrzymał słowa.
- Niby jak? Zabijając cię?
- Dzięki temu mogłam zniknąć - odparła - ale mnie porzucił. Uciekł beze mnie.
Mówiła martwym, spranym z emocji głosem. Verbenn zerknęła na mnie, żeby się najwyraźniej upewnić, że jej nie oszukuję. Skyrim tymczasem kontynuowała:
- Później znalazł mnie pan. Nie zostawił mnie. Pomagałam mu w różnych zadaniach. Nie wiedziałam, że w ogóle będziesz mnie szukać.
- Oczywiście, że cię szukałam, głuptasie - Verbenn uśmiechnęła się smutno. - Ale dlaczego uciekłaś?
- Ty też uciekłaś, prawda?
- Skąd takie stwierdzenie?
- Jesteś tu z panem. On zawsze ucieka.
Rzuciła mi krzywe spojrzenie.
- Zawsze?
- Przed jego mistrzem można tylko uciekać.
- Nie uciekam, Skyrim. Chcę wykorzystać bransoletę.
- Nie rób tego - poprosiła młodsza Wampirzyca. Niby nie okazywała żadnych emocji, ale gdzieś na dnie jej głosu zabrzmiała nuta rozpaczy.
- Dlaczego? - spytała Verbenn.
- Bo nawet jeśli ci się uda, pan straci swoją moc. A kiedy on straci swoją moc, ja również zniknę.
- Jak to straci swoją moc? - spytała zaskoczona - i co chcesz powiedzieć przez to, że znikniesz?
Spojrzałem na Skyrim krzywo. Ledwie przywróciłem jej świadomość,
a już mówiła za dużo.
- Umarli wiedzą więcej, niż ci się wydaje - powiedziała cicho. Podniosła wzrok na Verbenn i dodała - nie szukaj mnie więcej. Pan dobrze nas traktuje. Służąc mu, jestem więcej warta, niż gdybym miała gnić w rodzinnym grobowcu.
Sapnąłem cicho.
- Nie mogę już jej dłużej podtrzymywać - powiedziałem i uwolniłem świadomość Skyrim. Pozwoliłem jej ciału zniknąć. Verbenn patrzyła przez chwilę w pustkę.
- Gdzie ją znalazłeś? - spytała.
- Na granicy Imperium z Daemon Meridianus - odparłem.
- Ten drań ciągnął ją za sobą tak daleko? - wyglądała na wściekłą.
- Najwyraźniej - odparłem i z ulgą opadłem na swoje posłanie. Nero trącił moje ramię łapą.
~Powinieneś się przespać~ zakomenderował.
Postanowiłem wykonać polecenie. Ściągnąłem buty i płaszcz, i przykryłem się kocami.
- Mówisz, że bierzecie całą noc na siebie? - spytałem, ledwie przytomny.
Verbenn skinęła energicznie głową i uśmiechnęła się złośliwie. Szybko się pozbierała.
- Znaj mą dobroć.
- W takim razie dobranoc - mruknąłem i przekręciłem się na bok, ale zanim zdążyłem chociaż zamknąć oczy, Wampirzyca znowu się odezwała;
- Nox? Przed Asperem naprawdę można tylko uciekać?
Zastanowiłem się.
- Jedynym sposobem na uwolnienie się od niego byłoby zabicie go,
ale nie chcę tego robić. Tym bardziej, że należymy do Niflheimu, a to jest
w końcu Nekro-żandarmeria. Musiałbym mieć powód mocniejszy niż to, że chciał zrobić ze mnie Licza.
- A to, co zrobił z Nero? I z moją siostrą?
- Co takiego?
- To on ją zabił, Nox. Jestem tego pewna. Zawsze zdrabniała jego imię, mówiła na niego As. Wysoki, na oko trzydzieści lat, kozia bródka, szare oczy. Podciął jej tętnice nożem, z trzydziestocentymetrowym ostrzem. Zdobiona rękojeść z kości słoniowej.
Zadrżałem i to chyba nie dlatego, że noc była chłodna.
- Tak właśnie wygląda - mruknąłem.
- Czy takie przestępstwa wystarczają, aby go w ten sposób ukarać?
- Nie wiem, Verbenn - powiedziałem cicho - nie mam pojęcia.
Zamilkła na jakieś dwie minuty, ale wtedy zapytała o to, co - jak miałem nadzieję - jej umknęło.
- Nox? Co Rim miała na myśli mówiąc, że utracisz swoją moc, a ona zniknie wraz z nią?
Spojrzałem Verbenn prosto w oczy.
- Wyczytałem to kiedyś z kronik. Nekromanci, którzy pomagali Siódmym, później znikali bez śladu. Twoja bransoleta potwierdziła te zapisy, a nawet powiedziała mi więcej.
- Co takiego?
- Jeśli zdecydujesz się jednak nie wracać, a wszystko się uda, to gdyby
nie dobre pochodzenie, błagałbym cię o dożywotnią rentę.
- Dlaczego? - spytała, nie rozumiejąc.
- Nie chciałem ci tego mówić, bo niezależnie od twojej decyzji i tak bym umarł. Tyle, że jeśli rytuał się powiedzie, będzie to inny rodzaj śmierci. Będę mógł się pożegnać z zawodem.
- Niby dlaczego? - spytała, nie rozumiejąc.
- Verbenn - usiadłem i zakaszlałem ciężko, plując krwią - nawet jeśli obydwoje przeżyjemy ten rytuał, dla mnie to i tak będzie koniec. Siódme mogą rozwijać swoją moc praktycznie za darmo, bo pozwalają im na to ich wampiryczne umiejętności. Krew Nekromanty jest katalizatorem, ale również informacją, kto dokładnie ma zapłacić za zwiększenie twojej siły. W momencie, gdy rytuał się zakończy, ty staniesz się dwa razy silniejsza, ale ja… Ja utracę całą swoją magiczną moc. Na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz