Rozdział XXVII

Rozdział XXVIII (wkrótce na stronie)  >>

Informacja od autorek: 
Chociaż żadna z nas nie ma w tej chwili dużo czasu, jesteśmy w trakcie pewnych zmian. Między innymi Kuro nie nazywa się już Kuro, a Perses i jest szary. Inną ważną zmianą będą nacje;
Każdy kraj dostaje swoją własną nazwę i stąd niegdysiejsze Królestwo Demonów teraz nazywa się Haunn (Północny i Południowy), Federacja Wampirów to Asturiana, Pumilio aka państwo krasnoludów Werakgrurim (żeby można było połamać język), niziołki zamieszkują Daglasię, a elfy Illianaro. Pozostałe nacje jeszcze nie mają zmienionych nazw krajów. 
Również same nacje zostaną zmienione. Demony, elfy itd. zostaną "przezwiskami", ale oficjalne nazwy nacji będą pochodzić w takim lub innym stopniu od nazw krajów, także wampiry to Asturiańczycy. No i nie będzie już dłużej mowy o rasach, a nacjach własnie. Chociaż są one na dobrą sprawę rasami :)


Nekromanta oszalał. Najwyraźniej nie tylko ja tak twierdziłam, bo nawet Catherine (którą po krótkiej wymianie zdań z nekromantą mogłam już tolerować) i ta druga demonica tak uważały. Wlepiły w Noxa bardzo wkurzone, podejrzliwe i nieco skonfundowane spojrzenie.
- Że co proszę? – spytałam.
- Jutro chcę powtórkę – odparł z obłąkańczym uśmiechem.
- Ja ci dam powtórkę… - wysyczała Catherine.
- Vermillion, głupi chłopcze. Zabieramy cię do Kwatery Głównej – wtrąciła obca nekromantka.
- Nie teraz, mistrzyni. Obiecałam mu, że najpierw wysłucham, co ma do powiedzenia.
- Niby jak chcesz go wysłuchać, skoro wpadł w magiczne upojenie? – warknęła demonica.
- Trzeba poczekać, aż mu przejdzie – mruknęła Catherine.
Spojrzałam na Noxa z powątpiewaniem. Ledwie spuściłyśmy z niego wzrok, już oddalił się parę kroków i zaczął coś czarować. Nie miałam pojęcia, co mamrotał i co robił, ale niespecjalnie mi się to podobało. Podbiegł do mnie Nero i wywiesił język, posapując cicho.
- Kocie, co stało się temu wariatowi? – spytała Catherine.
- To pierwszy raz, kiedy Nox mógł puścić wodze swojej mocy i uwolnić ją całą – odparł irbis, najwyraźniej przemawiając do wszystkich naraz – efekt trochę go odurzył. Przez chorobę czekał na to zdecydowanie za długo.
No jasne. Mag co najmniej raz na rok musi uwolnić całą swoją moc, dla własnego dobrego samopoczucia. Zazwyczaj robi się to w zamkniętych, hermetycznych pomieszczeniach, zwłaszcza przez pierwszych kilka lat, ale nekruś nigdy nie miał ku temu sposobności, bo mógłby się wykrwawić. Teraz był tak upojony szaloną radością, jaka towarzyszy magii buzującej w żyłach i odpowiadającej na każdą twoją myśl, że pewnie nie mógł się pozbierać.
- Ile może mu to zająć? – mruknęłam pod nosem.
- Pewnie do wieczora mu przejdzie – mruknęła nekromantka. Zmierzyła mnie bacznym spojrzeniem. - Nazywam się Deanna Scyllien, jestem byłą mistrzynią Catherine. Wspomniała, że spotkała cię w karczmie i, że przez krótką chwilę wydawało jej się, że towarzyszący ci kot to młody Vermillion, pani...
- Verbenn - dokończyłam za nią łaskawie.
- Skłamałaś w zeznaniach – zauważyła nekromantka.
- Po pierwsze, to nie było przesłuchanie. Po drugie, Nox jest jedynym nekromantą, jakiego toleruję. A po trzecie, przez przypadek odkryliśmy parę ważnych rzeczy, którym zapewne nie dałybyście wiary, gdybyśmy w jakiś sposób nie zmusili was do słuchania. Woleliśmy więc milczeć. Ale skoro macie zamiar go wysłuchać, pewnie wszystko wam powie.
- Lepiej, żeby tak zrobił – mruknęła Deanna.
Nox tymczasem odwrócił się do mnie i z szerokim uśmiechem powiedział;
- To trochę niesamowite. Pierwszy raz w życiu nie jestem kotem i mogę używać magii, nie płacąc za nią krwią. W każdym bądź razie po raz pierwszy od dwudziestu siedmiu lat.
- Panujesz już nad sobą? Możemy poważnie porozmawiać? – spytałam z irytacją.
Wzruszył ramionami.
- Jestem niemal gotów poprosić cię, byś zatrzymała cofanie klątwy mojej matki.
- A co ma cofanie klątwy twojej matki do całej reszty? – spytałyśmy trzyosobowym chórkiem.
Nekromanta w końcu spoważniał i powiedział;
- Ma wiele wspólnego, a o ile się nie mylę, problem demonów nie leży w jakiejkolwiek skazie genetycznej. Jeśli nie macie nic przeciwko, wolałbym jednak porozmawiać w miejscu nieco innym, niż to pobojowisko.
- Ciocia nie zaakceptuje w swoim domu ani jednego nekromanty więcej – ostrzegłam – jeden zupełnie jej wystarczy.
- W takim razie chodźmy do karczmy – zaproponowała Catherine. Na widok naszych zaskoczonych spojrzeń (nie słyszeliśmy o takim przybytku od żadnego z miejscowych) wzruszyła ramionami – Czasami odwiedzam te okolice, jest tu parę rodzajów grzybów, których nie można znaleźć nigdzie indziej. Labsam ma jedną, może i odwiedzaną przez raczej podejrzane typy, ale wystarczającą.
Ruszyliśmy z powrotem w stronę wioski. Demony, wilkołaki i wampiry rozstępowały się przed nami z kamiennymi minami. Niektórzy z nich już zaczęli cicho między sobą szemrać. Pewnie wkrótce po Endurionie poniesie się wieść o ogromnej bitwie kilkunastotysięcznych armii nieumarłych, o latających krowach i potężnych nekromantach, samym kichnięciem strącających lawiny. Plotki potrafiły rozdmuchać takie rzeczy do ogromnych rozmiarów.
Szliśmy przez las, a Catherine, która najwyraźniej próbowała zachować chłód względem oskarżonego nekromanty, w końcu się poddała i zaczęła miętosić na przemian jego ogon i uszy, piejąc nad miękkim futrem i długimi wąsami. Nox miał taką minę, jakby cierpiał katusze. Zwłaszcza, gdy demonica nagle parsknęła;
- I pomyśleć, że trzymałam na kolanach nekromantę w ciele kota! Ba! Samego Noxa! Ale się znajomi będą cieszyć!
Nekruś pobladł;
- Nawet nie próbuj im tego mówić – wymamrotał słabym głosem.
- Ależ nie omieszkam! Swoją drogą, wygląda na to, że jednak Cynobrowy podróżuje z wampirzycą! Z każdym kolejnym rokiem zaskakujesz mnie coraz bardziej, wiesz?
Jego prychnięcie mówiło wyraźnie, ze niespecjalnie mu się to podobało.
- To on ma jakichś znajomych? – zdziwiłam się uprzejmie.
- Na ogół innych członków Niflheimu – odparła demonica z przekąsem – ale też paru stałych klientów i moich kumpli. Szczerze mówiąc, gdyby nie ja, w życiu by się do siebie nie odezwali, ale cóż…
- Dusza towarzystwa – skwitowałam.
Spojrzenie nekrusia mogło w tej chwili zabijać.



Karczma faktycznie nie należała do najlepszych. Była obskurna, zatęchła i ciemna, tak jak większość zajazdów, w których się zatrzymywaliśmy, głównie by zaoszczędzić na podróży. Muszę jednak przyznać, że jej zapewne stali bywalcy się postarali, bo udało im się zrobić na mnie wrażenie jeszcze gorsze, niż to, które robili na mnie zwykli klienci odwiedzanych przez nas gospód. Jeszcze zanim do niej dotarliśmy, Nox zaczął słaniać się na nogach, aż wreszcie skończył rozciągnięty między mną a Catherine z miną, która wyraźnie mówiła, że nie bardzo mu się to podoba. Co chwila po lesie przetaczało się echo grzmotów, równie często tych spowodowanych przez wywołaną podczas bitwy burzę, jak i świadczących o agonii żołądka nekromanty.
- Właśnie dlatego nie powinno się uwalniać pełni mocy bez dobrego posiłku – warknęłam z irytacją.
- Wolę umrzeć z głodu, niż jeszcze raz mordować się na śniadaniu twojej ciotki – burknął Nox z urazą.
- A szkoda. Dzisiaj nie było niczego słodkiego, sama gorycz, jak ją ciocia opisała.
- Żartujesz.
- Jestem śmiertelnie poważna.
- A ja śmiertelnie głodny.
- Trzeba było nie uciekać. Nawet nie wiesz, ile straciłeś. Tamta szynka była naprawdę wspaniała, a ten twarożek ze szczypiorkiem… - zamruczałam z rozmarzeniem.
- Przestań – jakimś cudem nekromanta zdołał przybrać jeszcze bardziej zbolały ton głosu. Z przyjemnością zasypałam go kolejnymi szczegółami, z czułością rozwodząc się nawet nad zwyczajną herbatą. Przerwałam dopiero, gdy Nox z pełnym rezygnacji jękiem przeprosił za zostawienie mnie na pastwę losu, to znaczy cioci, a Catherine chyba dostała drgawek przedśmiertnych, bo dygotała ze śmiechu tak, że teraz już oboje wspierali się na mnie.
Gdy wreszcie dotarliśmy do zajazdu, wyszło na jaw, że żadne z nas nie miało przy sobie pieniędzy. Przedłużyłam więc cierpienia nekromanty i poszłam do domu, by przynieść nieco gotówki. Ledwie weszłam do chatki, rzuciła się na mnie kula szarego futra.
- Verbenn, co się stało?!
Wzięłam Persesa na ręce i uspokajająco pogładziłam go po łebku.
- Nox wdał się w… nazwijmy to przyjacielską bójką ze starą znajomą. Już po wszystkim. Czeka na nas w karczmie.
Perses popatrzył na mnie z zaciekawieniem.
- Czy pod określeniem „stara znajoma” kryje się Catherine? I czy Nox musiał ściągać na siebie uwagę wszystkich okolicznych opryszków?
Przemilczałam zgryźliwą uwagę chowańca.
- Przecież to idealna okazja by go porwać, chociażby po to, by go uwięzić i wykorzystać do niecnych celów – ciągnął chowaniec jakimś dziwnym tonem.
- Jakich celów? – zapytałam, skonsternowana. O co mu znowu chodziło?
- Począwszy od wymuszonej pomocy w napadach aż po sprzedaż do haremu.
- Do haremu – powtórzyłam, niepewna, czy dobrze usłyszałam. Co znowu strzeliło Persesowi do łba?
- Do haremu – potwierdził chowaniec śmiertelnie poważnym tonem.
A kto chciałby nie dość że faceta, to jeszcze takiego ghula pakować do czegoś takiego?
Postanowiłam nie zastanawiać się nad odpowiedzą.
- Myślisz, że wykształcony nekromanta dałby się tak łatwo porwać? – zapytałam z irytacją, woląc nie zagłębiać się w bardziej teoretyczną część wywodu Persesa.
- A odurzony nekromanta? Poza tym oni dopiero, co pozwolili swojej mocy szaleć bez ograniczeń. Chyba wiesz, jak wyczerpany może być mag po czymś takim? – odpowiedział pytaniem kocur.
Nadal nie rozumiałam, skąd u niego takie pomysły, ale postanowiłam nie ryzykować więcej, niż to konieczne, więc cicho przekradłam się przez kuchnię, ostrożnie unikając wzroku nucącej wesoło i krzątającej się przy garach cioci. Ostrożnie uchyliłam najbliższe drzwi prowadzące do sypialni Noxa i wślizgnęłam się do środka. Zręcznie lawirując między stertami nielicznych, czarnych ubrań i ślizgając się na podejrzanie wyglądających notatkach, dotarłam do zagraconego stołu. Odkopałam przykrytą pergaminami sakiewkę Noxa, zgarnęłam ją i starając się nie skupiać na obrazku męskiej sypialni, wymknęłam się przez okno.




Kiedy z pewnym zaniepokojeniem wkroczyłam do karczmy, moim oczom ukazał się obraz trójki nekromantów, którzy po sterroryzowaniu nie tylko karczmarza, ale i leżących po kątach przedstawicieli lokalnej grupy wesołych rzezimieszków najwyraźniej postanowili zacząć pić beze mnie. Lekko podchmielony Nox machnął ręką w moim kierunku, jednocześnie podnosząc do ust zapewne nie pierwszy kufel miodu. To chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o porywanie wykształconych nekromantów. Mimowolnie odetchnęłam z ulgą, przysiadłam się do nieco poweselałej kompanii i z lekkim zainteresowaniem zapytałam;
- Co mnie ominęło?
- Pogrom, jakiemu poddaliśmy grupę lokalnych przestępców o średnim poziomie inteligencji trupa. Zaraz potem karczmarz wykazał się zadziwiającym altruizmem i gdy grzecznie poprosiliśmy go o coś do picia, poczęstował nas za darmo.
Skinęłam głową. Moje przypuszczenia potwierdziły się aż za dobrze. Trójka nekromantów w jednym miejscu to przynajmniej o dwójkę za dużo. Pod warunkiem, że trzecim nekrusiem jest Nox.
- Świetnie trafiłaś! – wykrzyknęła Catherine – Właśnie zabierałam się do opowiedzenia tej historii ze skarpetami maestra w roli głównej.
Nox zakrztusił się miodem i nieudolnie próbował powstrzymać Catherine przed opowiedzeniem całej historii. Demonica wcale się tym nie przejęła i tarmosząc go za kocie uszy, kontynuowała
- Lata temu, gdy Nox dopiero rozpoczynał swoją przygodę z nekromancją, Asper postanowił powierzyć mu misję. Mistrz chciał nauczyć Noxa podstaw magii użytkowej, ale Nox wcale nie był taki chętny. Zresztą do tej pory nie potrafi z niej korzystać.
Nox znowu spróbował zamknąć usta Catherine, ale ona zgrabnie uniknęła jego nieco już nieprecyzyjnego ataku.
- Mistrz powierzył mu najważniejszą część swojego odzienia - bieliznę – z kamiennym wyrazem twarzy kontynuowała nekromantka – Nox miał za zadanie doprowadzić ją do świeżości za pomocą magii użytkowej. Mały nekruś – tu Catherine zrobiła przerwę, żeby wytarmosić włosy i uszy speszonego bohatera opowieści – postanowił, że nie będzie się bawił w magię użytkową i chociaż raz w życiu zrobi coś na odwal. Dostarczył Asperowi bieliznę następnego dnia. Zadowolony mistrz założył świeże skarpety i gatki. Nie wyobrażasz sobie jak wielkie było jego zdziwienie, gdy godzinę później jego stopy zaczęły płonąć, a tyłek odmarzać. Hm… Może nawet nie zdziwienie, to była czysta wściekłość – dokończyła ze złośliwym uśmiechem.
- Nie zrobiłem tego specjalnie – wykrztusił Nox – przekręciłem dwie litery w zaklęciu i samo tak wyszło…
- Samo tak wyszło – przedrzeźniła go demonica – z magią bojową nigdy nie miałeś najmniejszych problemów, ale dopiero wtedy dowiedzieliśmy się, że jesteś beznadziejny w użytkowej. Ile razy od tamtej przygody próbowałeś się jej jeszcze nauczyć?
- Wystarczająco wiele – burknął.
- I dalej nie umiesz nawet umyć naczyń?
Nekruś odwrócił wzrok i spróbował zachować resztki godności, pociągając kolejny łyk z kufla.
- Więc to dlatego zawsze zmywałeś ręcznie – uśmiechnęłam się złośliwie – a już myślałam, że jesteś masochistą.
Nox machnięciem ręki przyzwał karczmarza, który, trzęsąc się jak osika, przyniósł dzban pełen miodu, postawił go na stole i wycofał się z powrotem w kąt. Gdy nekruś znalazł wsparcie moralne w nowo napełnionym kuflu, westchnął ciężko i zapytał;
- Chcecie usłyszeć, co mamy wam do powiedzenia o Asperze, czy nie?
Do tej pory zachowująca ciszę Deanna wyprostowała się nieco na krześle i zrobiła skrajnie skupioną minę. Catherine leniwym ruchem dolała sobie miodu i posłała nekrusiowi pytające spojrzenie. Westchnęłam. Usadowiłam się na brzegu ławy obok Noxa i zawołałam karczmarza. Do takich tematów potrzebna mi była pomoc dobrego piwa.
- Catherine, pamiętasz nasze wymiany nauczyciel – uczeń?
Nekromantka zmarszczyła brwi.
- Masz na myśli którąś konkretną?
- Ostatnią.
- Tak, odwiedziliśmy Asturianę i Imperium. Większość czasu spędzałam w budynkach. Tamta zima była niespodziewanie ciepła na południu.
- A Asper?
- Twój mistrz zazwyczaj zadawał mi pracę na cały dzień i wracał dopiero wieczorem.
- Tak, jak myślałem – westchnął Nox ponuro.
Catherine po przyjacielsku rąbnęła go pięścią w ramię i ze zniecierpliwieniem powiedziała;
- Wiem, że zanim łaskawie powiesz mi, o co chodzi, zwyczajowo będziesz odpytywał mnie ze wszystkich szczegółów, ale to było z osiem lat temu. Miałam wtedy o wiele lepsze rzeczy do roboty niż śledzenie twojego nauczyciela dniem i nocą.
- Nie zachowywał się jakoś inaczej? – uparcie kontynuował nekruś. Wiedziałam już, że miał ten irytujący zwyczaj zadawania pytań, a dopiero potem wyjaśniania, do czego pije, ale najwyraźniej nawet jasny przekaz „nie pamiętam” nie mógł go odwieść od przesłuchania.
- Nie i odpowiadając na twoje kolejne pytanie, pił tyle, co zwykle, i zawsze wtedy narzekał, że jesteś do niczego w obowiązkach domowych.
Nekruś zignorował przytyk.
- Przyprowadzał wtedy jakieś wampirzyce?
- Martwe się liczą?
- Interesował się Siódmym Pokoleniem albo Rytuałem Przejścia?
- Nie bardziej, niż zazwyczaj. O co ci chodzi, Nox?
- Wspominał może o kimkolwiek, kogo nie znałaś? Na przykład o wampirzycy imieniem Rim?
- Demonie, litości, to było osiem lat temu! Jak mogę pamiętać wszystko, co mówił?
Doszłam do wniosku, że pozwolę nekrusiowi poprowadzić tę rozmowę. W końcu to on znał się z Deanną i Catherine. Milczałam więc, sącząc piwo i z politowaniem zerkając na zniecierpliwione demonice.
-A czy…
-Dosyć – przerwała mu Catherine – Albo wytłumaczysz o co ci chodzi, albo będziesz miał zakaz zadawania pytań przez okrągły rok.
-Dobrze byłoby, gdyby udało mi się przeżyć najbliższe miesiące –skwitował ironicznie nekromanta.
-Nie widzę powodu, dla którego miałoby ci się to nie udać – odparła Catherine.
-Natomiast ja widzę ich aż zbyt wiele – prychnął ze złością Nox.
-Proponuję zacząć całe opowiadanie od początku – wtrąciłam się do rozmowy, a obrażony nekromanta z nadętą miną wzruszył ramionami.
- Wszystko zaczyna się w momencie narodzin tej tutaj – wskazał na mnie – Jak wiecie, nasz mistrz już wieki temu zaczął niezdrowo interesować się tak zwanym pokoleniem Siódmych.
Kopnęłam go pod stołem w kostkę.
- O ile takie w ogóle istnieje a Verbenn ma z nim cokolwiek wspólnego –dokończył, wyraźnie krzywiąc się z bólu i wymownie wpatrując w sufit.
Deanna rzuciła mi zaciekawione spojrzenie. Uciekłam wzrokiem w kąt izby i udałam bardzo zaabsorbowaną obserwacją pająka tkającego tam swoją sieć.
- Jesteś Siódmą? – błyskotliwie zapytała Catherine.
- Nie, jest tylko bardzo zgryźliwą wampirzycą pobłogosławioną przez wróżki i wychowaną przez, sądząc po jej elokwencji na polu rynsztokowego słownictwa, równinne trolle – prychnął nekruś, czym zarobił kolejnego kopniaka.
- Przynajmniej moje epitety nie ograniczają się do trupów, trumien i ghuli – odparłam z wyższością.
- Jaki zawód, takie słownictwo – odgryzł się Nox i łaskawie kontynuował – nasza wampirza przyjaciółka *taki friendzone* miała pecha, a może raczej ogromne szczęście, posiadać starszą siostrę imieniem Rim. Najwyraźniej wieść o nowej Siódmej jakoś dotarła do Aspera, bo gdy udałaś się z nim do Asturiany, nasz mistrz skupił się na bałamuceniu pechowej pierworodnej rodu Arcan, tak, że wkrótce zupełnie owinął ją sobie wokół palca. Tyle, że z niewiadomych powodów sama wampirzyca go nie interesowała. Jedynym, co go obchodziło była bransoleta, o czym rodzina Rim przekonała się bardzo szybko i bardzo boleśnie, gdy siostra Verbs uciekła z „bezimiennym nekromantą”, po czym na oczach śledzącej ją Siódmej została przez niego zaszlachtowana.
- Skąd pewność, że to Asper? – spytała Deanna zimno.
- Widziałam go – odparłam ponuro.
- Jej opis pasuje w każdym szczególe – dodał nekruś.
- Tak więc najprawdopodobniej Asper złamał jedno z podstawowych praw Kodeksu i zabił Wiodącego – podsumowała Catherine. – Tyle, że nie ma to żadnego związku z tobą, Nox.
Myślałam, że Kodeks ma dla nekromantów z Niflheimu duże znaczenie, ale Catherine ujęła to w dość... oschły sposób. Czyżby nekruś absorbował ją aż tak, że nie docierało do niej nic innego?
- Bezpośredniego, nie. Pozwolicie mi kontynuować?
Gdy odpowiedziała mu cisza, nekruś westchnął z ponurą satysfakcją;
- Tutaj zaczyna się moja historia. Zacznijmy od tego, że, jak doskonale wiecie, od dwudziestu siedmiu lat dostaję krwotoku po każdym użyciu magii. Zanotujcie tę informację i skupcie się na ciągu dalszym, bo to moment, w którym tłumaczę się ze swoich rzekomych przewinień. Po zakończeniu szkolenia regularnie wysyłałem Niflheimowi raporty, tak jak wcześniej. Dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że żaden z nich nigdy nie dotarł do siedziby głównej. Na kilka miesięcy po rozpoczęciu odpracowywania Długu Adepta, dostałem od Aspera nowe polecenie: przemień się w Licza.
Deanna pokręciła głową z niedowierzaniem, a Catherine tylko westchnęła ciężko. Najwyraźniej uznała to za słaby żart.
- Po co Asperowi Licz?
- A skąd mam wiedzieć? – warknął nekromanta. – Wiem tylko, czego ode mnie oczekiwał. I, że zdecydowanie mi się to nie podobało. Samo polecenie było złamaniem Kodeksu. Odmówiłem. Raz, drugi, trzeci. Asper regularnie ponawiał swoje żądanie, a nikt nie odpowiadał na moje raporty, w których o tym pisałem. Wysłałem też kilka oddzielnych listów, skupiających się wyłącznie na tej sprawie, również bez skutku. W końcu zdecydowałem, że jego nalegania robią się zbyt natrętne. Wykorzystywał każdą okazję, żeby się na mnie wyładować. Wysłałem ostatni raport do Niflheimu, informujący, że na jakiś czas muszę zniknąć, po czym uciekłem. Zawędrowałem na południe, gdzie pod Sangrią spotkałem Verbenn.
Nekromancie najwyraźniej zaschło w ustach, bo złapał kufel i pociągnął z niego potężny łyk.
- Mówiąc w skrócie, dzięki niej zorientowałem się, że jestem kolejną ofiary epidemii – dodał grobowym tonem.
Catherine wciągnęła ze świstem powietrze, a Deanna syknęła;
- Tak, jak podejrzewałam…
- Najwyraźniej Verbs ma moc, by nas uleczyć, ale pozwólcie mi dokończyć. Wynajęła mnie, żebym pomógł jej przeprowadzić Rytuał Przejścia i w międzyczasie odkryliśmy, że pośród moich nieumarłych znajduje się Rim. Asper sam ją dla mnie znalazł. Aż się dziwiłem, że uparł się akurat na ten konkretny grobowiec. I że ciało było tak dobrze zakonserwowane. A potem Verbenn miała dziwny sen z moim byłym mistrzem w roli głównej. Gdy poprosiła mnie, bym jeszcze raz przywołał jej siostrę, nie mogłem jej odnaleźć.
- Zdradziłeś kody swoich nieumarłych komuś obcemu? – spytała Deanna.
- Nie. Nie podawałem ich nawet Asperowi, ale kod Rim znał z pewnością, to na niej pokazał mi kolejną technikę preparacji. To mógł być tylko on. Tylko po co pozbywałby się nieumarłej?
- Ty mi to powiedz – warknęła Cath, ale nekruś pokręcił głową. – Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Tak czy inaczej w tej chwili zamierzamy przeprowadzić Rytuał Przejścia, co oznacza, że nawet, gdyby Niflheim uznał mnie za winnego, sam wymierzę sobie karę.
- Słucham? – spytały chórkiem demonice.
Nox wyraźnie nie miał ochoty mówić o tej części swoich domysłów. Na ratunek przyszedł mu karczmarz, niosąc kolejny dzban miodu oraz tacę pełną chleba, szynki i jajecznicy. Nekruś jasno dał nam znać, że nie ma zamiaru kontynuować, dopóki nie napełni żołądka, więc przez pierwsze pięć minut jego późnego śniadania łaskawie milczałyśmy. Wreszcie Nox wziął głębszy wdech i pomiędzy kolejnymi kęsami, zaczął tłumaczyć;
- Odszyfrowałem ukryte na Artefakcie Verbenn litery i wygląda na to, że w razie niepowodzenia zginę, a w razie sukcesu na zawsze utracę magię bojową – powiedział to z taką obojętnością, że wszystkie trzy spojrzałyśmy na niego z troską, czy przypadkiem nie oszalał. Najwyraźniej był jednak skupiony na czym innym, na przykład na szybko stygnącej jajecznicy, albo próbował odwrócić swoją własną uwagę, bo dodał szybko – Tyle, że w międzyczasie moja matka zaklęła mnie w kota. I tu się robi ciekawie. Moje krwotoki zupełnie ustały, a stan zdecydowanie się poprawił. Zresztą widzicie, że po bitwie z Cath nadal jestem, powiedzmy, okazem zdrowia. A wiecie, że nowo nałożone klątwy często hamują postęp starszych.
- Chcesz powiedzieć, że… - zaczęłam zszokowana.
- Epidemia jest klątwą? – dokończyła nie mniej zaskoczona Catherine.
- Po co ktoś rzucałby klątwę na całą nację? – dodała Deanna. – Do tej pory nie było żadnych wydarzeń, które wskazywałyby na zaognienie relacji między nacjami, ba, nasze stosunki z innymi jeszcze nigdy nie były tak dobre.
- Nie wiem, ale to najlogiczniejsze wyjaśnienie. Verbenn jest bardzo uzdolniona w odczynianiu uroków, a po zwiększeniu mocy Siódmych zapewne zdoła bez większych oporów zdjąć klątwę z demonów.
W karczmie zapadła ciężka cisza, przerywana jedynie dźwiękami łapczywego przeżuwania kanapki. Najwyraźniej nawet beznadziejność własnej sytuacji nie mogła odebrać nekromancie apetytu. Albo było mu już wszystko jedno. Łaskawie pozwoliłyśmy mu dokończyć w spokoju. Każda z nas doskonale wiedziała, jak wyczerpujące było pełne użycie mocy. Bez śniadania Nox musiał umierać z głodu.
Gdy wreszcie ostatni kawałek chleba zniknął z talerza, Catherine oznajmiła;
- Nox, ufam ci jako przyjacielowi, ale Niflheim niełatwo ci uwierzy. Nie masz żadnych dowodów, jedynie swoje własne słowa i domysły. Listy też nie dotarły do siedziby głównej. Próbowałeś skontaktować się inaczej?
- Asper nadal nie sprawił sobie kryształów telepatycznych.
- Czemu po prostu nie szukałeś schronienia w siedzibie głównej?
- Znasz Aspera. Swoim gładkim językiem przekonałby was, że kłamię. Musiałem zniknąć.
- To ci za bardzo nie pomogło.
- Ale przynajmniej od niego uciekłem.
- To się liczy najbardziej – przytaknęłam z przekąsem– nawet jego nieumarli mówią, że on tylko ucieka.
Nekromanta puścił mój sarkazm mimo uszu i ze śmiertelnie poważną miną warknął;
- Cath, jeśli faktycznie mi ufasz, pozwól mi dokończyć, co wraz z Verbenn zacząłem. Później ona będzie na tyle potężna, że sama sobie doskonale poradzi o ile utrzyma dystans od Aspera, a ja, nawet jeśli przeżyję i tak nie będę już miał niczego do stracenia.
- A więc po zakończeniu rytuału udasz się do siedziby głównej i dobrowolnie oddasz się w ręce Wielkiego Mistrza? – spytała Deanna.
- Tak.
- Przysięgnij na Azis.
Nekromanta się skrzywił. Każde z nas doskonale wiedziało, że imię Pani Śmierci miało dla niego na tyle duże znaczenie, że nie odważyłby się nie dotrzymać słowa.
- Przysięgam na Azis, że jeśli przeżyję Rytuał, powrócę do siedziby głównej Niflheimu i oddam w ręce Wielkiego Mistrza – mruknął niechętnie.
- A teraz – Catherine uśmiechnęła się krzywo, na chwilę niesamowicie upodabniając się do nekrusia – wypijmy za szaleńców, a potem dogłębnie zastanówmy się, nad waszą sytuacją.
W odpowiednim towarzystwu nekromantów nastroju, to znaczy troszkę weselszym, niż grobowym, uniosłam swój kufel, zderzyłam go z kubkami demonów, po czym duszkiem wychyliłam resztkę piwa.
Pomyśleć, że ledwie parę tygodni temu, gdyby ktoś mi powiedział, że będę piła z nekromantą, wyśmiałabym go jako wariata, a teraz chleję już nie tylko z Noxem, ale i jego koleżankami po fachu.
A najgorsze było to, że nawet mi to nie przeszkadzało.

Rozdział XXVIII (wkrótce na stronie)  >>

5 komentarzy:

  1. Aww. <3
    W końcu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj niektórzy jeszcze czekają na to "wkrótce"...

    OdpowiedzUsuń
  3. Egh... czas odpuścić chyba...
    (?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam wielką nadzieję, że jeszcze wrócicie do tego opowiadania

    OdpowiedzUsuń